
Kiedy tak siedzę w piątek wieczór,
i już za późno jest na kawę.
Mam w głowie całą masę przeczuć.
Wiedzcie – w przeczuciach to mam wprawę.
Sięgam więc po kieliszek z winem,
wygodnie fotel sobie moszczę.
I z przeczuć falą gładko płynę.
O życia rafy* się nie troszczę.
W mózgowe zwoje wpuszczam sondy,
by odkryć jak ich biegną wstęgi.
O! Bingo! Hurra! Zwiedzę Londyn…
Ale… z języka żem nietęgi!
Articles mieszam na potęgę,
nie radzę sobie z szykiem zdania.
Dyftongi u mnie nie są trendy,
Pomocy czekam, jak dżdżu kania!!!
Dlatego, zanim Speakers Corner
odwiedzę z miną neofity.
W języka się zagłębię kornie
labirynt, dotąd nieodkryty!
Nie chcę nikogo tutaj winić.
Belfrów, ani ministra zwartej świty.
But how to spell this f…g Greenwich.
I really don’t know, what a pity!
Nie wiem jak po angielsku „chutor”!
( Nie mylić z przypływami chuci).
Czy jest na sali zdolny tutor,
który na chutor światło rzuci?
Przeczuć mych, wierzcie – dobry tuzin,
lecz czy ujawniać je przystoi?
W końcu jesteście już dość duzi,
by się domyślać, co się kroi!
Może ktoś wtrąci miłe słówko?
Może mu Big Ben dźwięczy w duszy?
Na razie cheers up – wasze zdrówko!
A jutro się na Wyspy ruszy.
* Ale o żyrafy już się zatroszczę 🙂