Wspomnienia Taty cz. 2

Wspomnienia Taty cz. 2

O losach mojego Dziadka, zanim poznał Babcię, możecie przeczytać w poprzedniej części wspomnień.

 Gdy mój Tato 33 lata, nie wiem jakim cudem, skojarzyli go z moją Mamą. Hanusia. Hanusia z domu Taborska, urodziła się, tak jak już wcześniej mówiłem, w 1897 roku. Była córką Józefa Taborskiego i Marii Kałuskiej, której rodzicami byli: Jan Kałuski i Róża Ostrogórska. 

W czasie okupacji niemieckiej, czyli już po 1939 roku, Niemcy strasznie poszukiwali Żydów i ludzi pochodzenia żydowskiego. Wydano polecenie, że wszyscy musza podać swój życiorys do trzeciego pokolenia wstecz. Czyli jak ktoś miał już w którymś z tych pokoleń jakiegoś przodka Żyda, to już był  uznany jako Żyd. Groziło mu skazanie i wywiezienie do obozu  zagłady. 

Właśnie z dokumentu, który na prośbę mojej Babci wystawił 1 lipca 1941 roku proboszcz z Liszek, Jana Paryś, pochodzą informację o jej genealogii. 

Jan Kałuski  urodził się w Tarnowie w 1927 roku

i tuż po skończeniu szkoły gimnazjalnej został przymusowo zabrany, jak to się wtedy mówiło, w kamasze. Przesz 10 lat był w wojsku austriackim. Najpierw, pomimo swojego wykształcenia, służył jako zwykły szeregowiec. Później, po jakiejś bitwie został mianowany porucznikiem a w końcu nadporucznikiem. 

Po wybuchu powstania styczniowego w 1963, uciekł z wojska austriackiego i przyłączył się do powstania.

Został ranny. Podobnie jak większość powstańców, którzy się uratowali, z zaboru rosyjskiego przedostał  się do  austriackiego, który był zaborem bardziej łagodnym i – można powiedzieć – nie represyjnym. Kałuski zamieszkał u swojego przyjaciela w Liszkach. Tam go wykurowali i tam poznał panią Różę  Ostrogórską ze Ściejowic. Pobrali  się w roku 1868, czyli 5 lat po wybuchu powstania. 

Poznaliśmy zatem antenatów Anny Taborskiej. Czas wrócić do Dziadka Wawrzka, który strudzony wojnami, czeka na ustabilizowanie swojego losu. 

Jak już wcześniej opowiadałem, ojciec wrócił po wojaczce do Polski w 1920 roku, czyli miał wtedy już 33 lata. W dalszym ciągu był kawalerem. Nie zdążył się jeszcze ożenić. Nie wiem, jakim cudem i kto ich wyswatał, w każdym razie ożenił się z moją Mamą w 1922 roku. Miał wtedy lat 35,  a mama była o 10 lat młodsza. Wzięli ślub w kościele św. Mikołaja przy ulicy Kopernika 26 lipca, w imieniny Anny . To jakby prezent dla niej był.

A jak to się stało, że zamieszkali przy św. Jana?

Dokładnie nie wiem. Wtedy się wynajmowało się te mieszkania. Mieszkali w oficynie, która już dziś nie istnieje. Tam kolejno rodziły się dzieci. Najstarszy brat Marian urodził się w lipcu 1923. Za dwa lata, czyli w 1925 urodziło się następne dziecko. Dali mu na imię Alojzy. Lojziu, bardzo piękne imię. Chłopczyk, który mając 8 miesięcy, zmarł na zapalenie płuc. Nawet gdzieś  jest zdjęcie, jak biedne dzieciątko leży w białej trumience. Wtedy zapalenie płuc u takiego dziecka było bardzo groźne. Nie było żadnych leków, tylko bańki, które stawiało się  starszym ludziom. Po prostu dziecko zmarło.

Dwa lata później urodziła się siostra, Tosia – Antonina. W tej oficynie na pierwszym piętrze mieszkała pani Supłatowa, która miała dwie córki. Była akuszerką i  wszystkie  dzieci rodziły się w domu. W środku była kuchnia, z której wchodziło się do położonych obok pokojów. W jednym z nich spali Rodzice i właśnie w nim rodziła Mama. No i w 1927 r. urodziła się Tosi.  Była cztery  lata młodsza od najstarszego brata – Mariana. Za kolejne dwa lata w roku 1929 urodził się brat Jasiek, a w 1932 roku urodził się Piotr czyli ja…

Redakcja „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”,

wysokonakładowego czasopisma, część koncernu prasowego, stworzonego  przez Mariana Dąbrowskiego, mieściła się w Krakowie. A dokładnie w Pałacu Prasy przy ulicy Wielopole, w bezpośrednim sąsiedztwie Poczty Głównej. Jeszcze w latach 90. działały  w nim redakcje lokalnych gazet krakowskich. W jednej z nich,  „Dzienniku Polskim”, odbywałem swoją studencką praktykę. 

Otóż w dniu urodzin mojego Taty, 9 maja 1932 roku, IKAC, bo tak skrótowo określało się gazetę, donosił na stronie tytułowej o zgonie prezydenta republiki francuskiej, Pawła Doumera, który zginął z rąk Rosjanina Gorgułowa.
Ot krótki cytat, który świetnie pokazuje ówczesny styl dziennikarski:

„Paweł Doumer, prezydent Republiki francuskiej nie żyje.

Jeszcze wczoraj brał udział w naradach nad bieżącemi sprawami narodowemi, a w 24 godzin potem leżały już na katafalku jego zimne, zastygłe, kulami zniekształcone zwłoki.”



Na trzeciej stronie obok zdjęcia pałacu Elizejskiego, znajdujemy ofertę skórzanej papierośnicy dla palaczy tutek (gilz) jako premię za 50 wieczek!

Domyślam się, że ktoś, kto kupił 50 pudełeczek z tymi tutkami, otrzymywał jako premię takąż papierośnicę!  


Na stronie czwartej felieton z cyklu „Na Marginesie” o znamiennym tytule:

 „WSCHÓD I ZACHÓD EUROPY NIGDY SIĘ NIE POROZUMIEJĄ!”.

Pisząc o zamach  i zastrzelonym prezydencie, autor peroruje: 
„W ten symbol ugodziły kule Rosjanina. Po raz pierwszy po wojnie, a i przed wojną od czasu dłuższego, na gruncie stolicy Francji stanęły tak wyraźnie przed sobą i przeciwko sobie dwa światy – Zachód i Wschód”.
Nie sposób w tym momencie pomysleć o antyunijnej kampanii polskiej prawicy…

A z lokalnego podwórka:
„Choroby zakaźne w Krakowie. Miejski urząd zdrowia zanotował 0d 1 do 7 bieżącego miesiąca 6 wypadków zachorowań na Odrę, 5 na szkarlatynę, 3 na koklusz, dwie na dyfterię, i po jednym na tyfus brzuszny, czerwonkę i różę.”
Konia z rzędem temu, kto wskaże chociaż jeden przypadek zachorowań na którąś z tych przypadłości! A wszystko przez te potwornie niebezpieczne szczepionki!!!

I gdyby ktoś był na kupnie mebli –   jeszcze duży nagłówek następującej treści:

 Wróćmy do opowieści dopiero co urodzonego Piotrusia…
Różnica między najstarszym bratem a mną była 9 lat, dosyć duża jak na owe czasy. Tata pracował w sądzie, pisał jakieś podania, jak ktoś przyszedł. Różnymi rzeczami się zajmował.

Zapomniałem jeszcze powiedzieć, że w pewnym momencie  pojawiła się kuzynka Marysia, która była sierotą. Moi  rodzice ją przygarnęli. Urodziła się w 1909 czyli miała 14 – 15 lat, gdy zamieszkała z nami. Rodzice ją wysłali do szkoły stenotypistek, nauczyła się też pisać na maszynie. To była taka szkoła zawodowa. Ciocia Marysia, bo tak przyjęło się o niej mówić, mając 19 lat też zaczęła pracować w sądzie. Tata jej załatwił jej pracę sekretarki u sędziego. Potem, już nie pamiętam kiedy, wyprowadziła się i zamieszkała ze swoja koleżanką. 

Wspominam o niej też z tego powodu, że została moją matką chrzestną.

Podkasty ze wspomnieniami

Leave a Reply

Powrót na górę