Naprędce skomponowany wierszyk z niezbędna domieszka włoską.
Dobry Boże, proszę spraw,
by nie brakło nigdy kaw.
By zawsze, choćby marna,
była do picia mała czarna.
E quando è bella estate,
il miglior caffellatte!
A także spraw w łaskawości całej,
obfitość wielką kawy białej.
Takiej niewinnej, w filiżance…
Ześlij ją mnie, i koleżance.
I całemu biuru. I korporacji.
By była do śniadania i do kolacji.
By do kawiarni pędził kto żyw!
I kawy pił hektolitry. Zamiast piw.
I by o kawie mówili politycy.
Z prawicy ci. Oraz z lewicy.
No może oprócz Mentzena.
Bo Sławomir to kawowa ekstrema.
Pije napój z czarnych fusów.
Nie cierpi Niemców, kocha wściekle Rusów.
A gdy słucham boskiego andante spianato,
I amore mio mi w sercu kołacze.
Pijąc wyborne, spienione macchiato,
lirycznym Es-durem moją duszę raczę.
Więc małej czarnej Ty nie żałuj mi.
Niech zgrabna będzie i ma ładne brwi.
Przyjąwszy dawkę mocnej kofeiny,
z rozkoszą wpędzi mnie w poczucie winy..