Jesień za progiem stoi,
września druga dekada.
Wspomnień mnie bukiet koi,
i nostalgia dopada.
Rok temu, w owej erze,
gdy się zaczyna szkoła,
Spotkałem na „Tinderze”
Cudnego blond anioła.
Anioł, w średnim wieku,
kształty, nie powiem, cymes.
Z taką możesz człowieku
niejedną przetrwać zimę!
Wiem, szereg wątpliwości
już teraz targa wami:
czy blondie w swej piękności
nie była nieco dummy?
Otóż nie, moi mili,
całkiem do rzeczy pani,
o takiej byście śnili,
jak o dżdżu stado kani.
Języki obce znała,
w stopniu, nie powiem – profi.
Intelekt, przyznam, miała
pozbawiony atrofii!
Wad też się nie ustrzegła,
Kilka z nich tu wymienię:
była w mówieniu biegła
o Paulu i Chopinie!
Który to Paul, zapytacie,
ciekawi jego dziejów?
Proszę was! Ilu znacie
wybitnych MCCartneyów?
Na tym kończę o wadach,
pomny mej kindersztuby,
nadmierna bowiem swada,
źródłem może być zguby…
Rok minął jak strzelił z bata,
Wydarzeń pięknych jak fuga.
Dla mnie dzisiejsza data,
przywraca wiarę w cuda!!!
Wierszyk ten zamyka pewien etap w historii spotkanego w pociągu pana, której chronologię ukazują kolejne, nieco niezgrabne, ale szczere utworki:
Zapraszam do zapoznania się z składnikami tej niezwykłej, romantycznej tetralogii…